Czesław Tumielewicz –„Urodziłem się malarzem, jestem więc malarzem…”
To już 50 lat, a każdy nowy wernisaż nadal wywołuje emocje i dostarcza niezapomnianych wrażeń. W tym roku mija ta okrągła rocznica, a siła i wola tworzenia ta sama, a może jeszcze większa. Profesor nadal tryska energią, czemu dał wyraz pierwszego dnia wiosny br., gdy Brygida stała się towarzyszką jego życia. Ilekroć dzisiaj spotykamy się na licznych wystawach, zawsze wydaje mi się, że rozmawiam z nieco ekscentrycznym starszym panem, o ekstrawaganckim stylu bycia. Irracjonalnie wskazującym i przypominającymi słynną literacką postać detektywa Herkulesa Poirota . Zaraz jednak pojawia się myśl przybliżająca mnie do sztuki i postaci, bohaterów jego ekspresyjnych, surrealistycznych i geometrycznych grafik - przypominających zwiewnych Chagallowskich bohaterów.
„Witryna sklepiku zegarmistrza z Drohobycza”, to tytuł jednej z pierwszych prac artysty, prezentowanych na wystawie w bydgoskim empiku w1965 roku. Pozwolenie na tę wystawę udzielał, po obejrzeniu prac sam Marian Turwid, dyrektor wszystkich możliwych instytucji kulturalnych. Pierwsze próby malowania odbywały się już przed maturą. Pierwsze lekcje rysunku u znanych bydgoskich artystów: Miłosza Matwiejewicza i Jana Szkaradka. Słowa otuchy i podziwu wypowiedziane przez innego malarza Tadeusza Cichego uświadomiły młodemu Tumielewiczowi, że powinien dalej pogłębiać swoją wiedzę. Jako szesnastolatek, wykonał kopie obrazu Henryka Weyssenhoffa. Poważniejsze próby nadeszły jednak na studiach. Spotkał tu malarzy: prof. Władysława Lama, Annę Fiszer i Jana Górę. Równocześnie zaangażował się w prace projektowe na rzecz wybrzeżowych klubów studenckich: „Artema”, „Schronik”, „Koga” i „Kwadratowa”. Wiosną 1965 roku odbyły się pierwsze publiczne wystawy malarstwa i grafiki, najpierw w akademiku architektury a następnie w oliwskim Studium Nauczycielskim oraz bydgoskim MPiKu.
Często w rozmowach profesor powraca do postaci, która w tym okresie wywarła na nim największe wrażenie. Właśnie pierwszy rok kariery był ostatnim rokiem życia jego najważniejszego twórczego autorytetu, malarza Adama Gerżabka, profesora na Wydziale Architektury Politechniki Gdańskiej. Profesora o kolorystycznym, postimpresjonistycznym rodowodzie, członka paryskiej szkoły Józefa Pankiewicza. Czesław Tumielewicz jest w części kontynuatorem tego kierunku. Pod koniec studiów jest plastykiem Klubu Studentów Wybrzeża „Żak”. W roku 1968 otrzymuje dyplom architekta i tylko przez trzy lata uprawia ten zawód. W 1971 r. został przyjęty, na podstawie prac, do ZPAP i już jesienią tego roku zostaje asystentem na Wydziale Grafiki PWSSP w Gdańsku. W latach siedemdziesiątych Czesław Tumielewicz poszerzył jeszcze swoją edukację artystyczną kończąc w 1978 r. poznańską PWSSP w pracowni prof. Lucjana Mianowskiego. Profesorem ASP został w roku 1994.
Odnalazłem wywiad, którego jakiś czas temu udzielił mi profesor. Przypominam fragment dotyczący fascynacji różnymi stylistykami artysty, które pozwalały mu swoje umiejętności rozwijać i plasować je na coraz to wyższych stopniach wtajemniczenia sztuki malarskiej.
„Zawsze zastanawiały mnie pana poszukiwania właściwej drogi. Teraz zaczynam powoli rozumieć. Te zmiany pojawiające się cyklicznie co parę lat w pana myśleniu o sztuce, napędzały niespokojnego ducha artysty poszukującego. Czy dobrze myślę?
Czesław Tumielewicz: Młodzieńcze fascynacje Vincentem van Goghiem, Władysławem Ślewińskim czy Stanisławem Wyspiańskim owszem, ale z tego się wyrasta i wchodzi do świadomego świata sztuki. Gdy się zaczyna, trzeba wybierać - czy poruszać się intuicyjnie, po omacku, czy nawiązać dialog z istniejącym ruchem artystycznym. Nawet może z tym powszechnie mało zrozumiałym, stylem nowoczesnym. Tak jak ja postąpiłem w latach siedemdziesiątych, zmierzając się z minimal-artem. Chciałem sprawdzić, czy ja też mogę dołożyć coś od siebie. Czy ta ideologia jest jeszcze otwarta na innych. Na przykład kompozytor Mikołaj Górecki wspaniale umiał realizować się w tym nurcie. Więc zupełnie świadomie zmierzyłem się z tymi aktualnymi tendencjami. To był dla mnie wspaniały, czysty i abstrakcyjny geometryczny język sztuki. Jako były architekt doskonale rozumiałem ten język więc nie miałem większych trudności. Na kilka lat wciągnęła mnie ta estetyka. To była kulminacja symbolicznej energii, zapis nie tyle emocji, ile może rytmu egzystencji, trwania. Otrzymałem wówczas najwyższe nagrody i zaproszenie Fundacji Kościuszkowskiej do Nowego Jorku. Jednak jak zwykle nie wytrzymałem zbyt długo. Owszem logika – logiką, ale brakowało mi emocji i prawdziwej przestrzenności. Brakowało też tego tak niezbędnego w sztuce elementu zmysłowości. To trochę tak jak u Kazimierza Malewicza, co namalować po czarnym kwadracie na białym tle? Dochodzi się do kresu redukcji. Nie chciałem stale się powtarzać.
- Jak w takim razie przejść dalej?
- Czesław Tumielewicz: Trzeba zakochać się, jedyna rada. Nagle wszystko otworzy się od nowa. Zmysłowość kobieca jest ogromna, potrafi mobilizować do wyjątkowych rzeczy, pomaga również w odkrywaniu nowych możliwości. Stwierdziłem, że to również dzięki moim miłościom moja sztuka dojrzewa. Po minimal-arcie pojawił się pod wpływem podróży do Lidy, na grób babci, inscenizowany pejzaż, w którym bohaterami stały się trawy „mojej” łąki i kamienie w niej leżące, jedyne pozostałości po jej dworku”.
Olbrzymie możliwości warsztatowe i bogactwo potencjału pozwalają artyście na dużą lekkość i swobodę wypowiedzi. Błyskotliwość, talent, lapidarność wyrazu, trafność gestów przedstawianych postaci, zapewniają oryginalność i tworzą artystycznie wyrazistą osobowość autora. Zawsze jednak, istotę jego prac stanowi delikatną jak oddech przestrzeń, której wiele miejsca w swoich tekstach o malarzach poświęcił Jacek Kotlica. „Uparcie, nieprzerwanie, punkt po punkcie, odzierana z tajemnic, choć jej tajemniczość pobudzała i wciąż pobudza wyobraźnię artystów i twórców fantastyczno-naukowych fabuł. Na imię jej – Przestrzeń . I właśnie to fascynujące terytorium konkretu i magiczności, optycznej złudy i racjonalnego porządku – które da się wyprowadzić z pojęcia przestrzeni – stanowi pole gry, domenę estetycznych dociekań i rozwiązań malarstwa Czesława Tumielewicza”.Pisało o nim wielu krytyków sztuki, m.in.: dr Zofia Watrak, dr Magdalena Olszewska, czy bardziej obszernie Łukasz Płotkowski.
W jego sztuce nadal pozostaje echo z tej niegdysiejszejkonstruktywistycznej i kubizującej praktyki. Poza tym jego malarstwo jest również przesiąknięte fowistyczną swobodą, przez co stale zachowuje indywidualny, rozpoznawalny wizerunek. – Od święta to wizerunek artysty w meloniku, a na co dzień – malarz idący ze sztalugami z pracowni na pobliską plażę.
Czesław Tumielewicz bowiem jako jeden z nielicznych artystów maluje w plenerze. Uwielbia to, uważa, że natura jest najlepszym pretekstem do przeżywania samego siebie. Ostateczne dzieło jest też rezultatem nagranego w podświadomości całego artystycznego życia, a nie tylko zapisem oglądanej rzeczywistości.
Artysta jest tytanem pracy, kiedy jego koledzy szukają miejsca na znalezienie odpowiedniej ekspozycji pejzażu, on go już maluje, a wieczorem pokazuje gotowy obraz. Niedawno żalił się, że w tym roku namalował dopiero 58 obrazów i wykonał zaledwie 34 grafiki. Do zaplanowanej kolekcji zrealizowanych 500 grafik (przez 12 lat) brakuje zaledwie kilku.
Imponująca lista nagród, wyróżnień, wystaw stanowi jedynie przyczynek do myśli o następnych plenerach, które zawsze stanowią artystyczne paliwo najwyższej jakości. Jednak warto podkreślić, że Czesław Tumielewiczjest laureatem m.in.: nagrody Miasta Gdańska w dziedzinie kultury w roku 1977. Natomiast w 2012 r. otrzymał odznakę honorową „Zasłużony dla Kultury Polskiej” z rąk Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Bogdana Zdrojewskiego. W roku2013 został nominowany do Pomorskiej Nagrody Artystycznej. Jego twórczość znalazła odnotowana w Wielkiej Encyklopedii Malarstwa Polskiego wydanej w Krakowie (2012r.).
Zwieńczeniem jubileuszu rozpoczęcia przed 50 laty pracy twórczej Czesława Tumielewicza jest wystawa prac artysty, której wernisaż odbędzie się w dzień urodzin - 20 listopada 2015 r. w Galerii Związku Polskich Artystów Plastyków przy ulicy Piwnej 42 w Gdańsku.
Stanisław Seyfried
***
Gospodarka morska ma się dobrze!
Gospodarka morska ma się dobrze. To stwierdzenie słyszeliśmy wielokrotnie z ust polityków i przedsiębiorców podczas tegorocznej edycji Międzynarodowych Targów Morskich BALTEXPO w Gdańsku.
Niech zaświadczą o kondycji branży morskiej chociażby takie dane jak np. to, że wroku 2014 w polskich stoczniach zwodowano 39 statków i kadłubów pełnomorskich! Ponadto wykonano 566 remontów statków, wybudowano 591 łodzi żaglowych i 589 motorówek. Wartość zrealizowanych kontraktów wyniosła 10 mld zł. Firmy działające w przemyśle okrętowym i stoczniowym jak i na rzecz tego przemysłu, dają zatrudnienie około 120 tys. osób. W województwie pomorskim działa niemal 3,5 tys. firm z branży stoczniowej. Obecnie największym pracodawcą w naszym regionie jest Holding REMONTOWA, który tworzy 25 przedsiębiorstw, w tym dwie stocznie. Grupa zatrudnia w sumie ponad 7 tys. osób. Tylko Gdańska Stoczni Remontowa oraz Remontowa Shipbuilding w 2014 r. miały sprzedaż blisko 2 mld zł. Stocznia Crist z kolei daje pracę 2 tys. osób a przy zwiększonej produkcji nawet 3 tys. Portfel zamówień na najbliższy rok to 16 jednostek z sektora offshore. Stocznia Nauta obecnie zatrudnia 450 osób, ale w Grupie Kapitałowej pracuje ok. 1,2 tys. osób. Na koniec I półrocza stocznia odnotowała zysk netto w wysokości prawie 5,5 mln zł.
Tak więc słusznie powiedziała na ceremonii otwarcia Baltexpo 2015 pani minister Dorota Pyć, że „Od morza wieje dobra energia!”
bs
***
Moje na wierzchu
Mnie ta ziemia od innych droższa
Ani chcę, ani umiem stąd odejść
Władysław Broniewski
Kaszuby to ziemia czarująca urodą krajobrazu, bogata w sentymenty i tradycje, rodząca dzielnych, odważnych ludzi ceniących radość życia, optymizm i często cięty dowcip. Kraina poetów, artystów, którzy niestrudzenie zabiegają o utrwalenie urzekającego rytmu przyrody, ulotnych chwil człowieczego losu, jego codziennego trudu, smutków i radości.
Ludzi twórczych często cechuje romantyzm, marzenia krążą wokół swobodnie jak ptaki. Trzeba jeszcze odnaleźć w sobie ogromne pokłady energii, przebojowości, by ruszyć własną ścieżką życia ku upatrzonemu celowi.
Do tego schematu pasuje jak ulał pan Eugeniusz Pryczkowski. Pochodzi z Kaszub. Już w szkole podstawowej a potem w liceum interesował się regionalizmem, lecz dopiero podczas studiów na Politechnice Gdańskiej zaczęła się prawdziwa fascynacja regionem, szczególnie literaturą i ortografią kaszubską. Powstają jego pierwsze wiersze.
Dalej już schemat pęka, pan Eugeniusz wychodzi z ram, by swobodnie i pewnie poruszać się po wszystkich ścieżkach kaszubszczyzny. Jest poetą, autorem tekstów piosenek, tłumaczem, publicystą, dziennikarzem, wydawcą. Zaczęto o nim mówić jako o człowieku – instytucji. Aktywnie działa w Zrzeszeniu Kaszubsko-Pomorskim, podejmuje niezliczoną ilość inicjatyw o charakterze regionalnym. Ma na swoim koncie ponad dwadzieścia książek, jest autorem około czterech tysięcy pozycji publicystycznych, 150 tekstów piosenek. Należy do Związku Autorów i Kompozytorów Scenicznych (2003) i Związku Literatów Polskich (2005), jest laureatem wielu nagród literackich. Za działalność dziennikarską na Kaszubach otrzymał międzynarodowe wyróżnienie „Polcul Foundation”…Panie Eugeniuszu, to nie je mòżlëwé, taczi młodi?
-. Ziemia, z której wyrośliśmy i wszystko co jest z nią związane powinniśmy skrzętnie pielęgnować, bo to jest istota „być i trwać” nas i tych, którzy po nas przyjdą. Moją działalność związałem ściśle z kaszubszczyzną.
Początek to studencki klub „Pomerania”, z którym związałem się w 1989 r. i pismo „Tatczezna”, które założyłem z kolegami i byłem redaktorem naczelnym. Pismo to stało się zalążkiem kilkuletniej dysputy nad reformą ortografii zakończonej w 1996 r. W efekcie wypracowano wariant pisowni określanego jako najlepszy w historii regionalizmu kaszubskiego. Corocznie odbywają się dyktanda, a w listopadzie 2012 r. mistrzowie kolejnych edycji kaszubskich dyktand walczyli o tytuł arcymistrza.
- i został nim właśnie Pan. Gratulacje Arcymistrzu Eugeniuszu!
-Dziękuję. Dyktando zyskuje coraz większą popularność i uzmysławia mi, jak bardzo zmieniło się podejście ludzi do naszej małej Ojczyzny-stała się naszą dumą. Rośnie liczba uczących się kaszubskiego, powstają nowe zespoły, przybywa członków ZKP. Od początku istnienia telewizyjnego magazynu „Rodno zemia”, to był rok 1990, byłem w nim lektorem lekcji języka kaszubskiego. Po śmierci Izabeli Trojanowskiej w 1995r. redagowaliśmy dalej magazyn wspólnie z Arturem Jabłońskim, a od początku 1999 r. z moją żoną Elżbietą.
Rok 1995 należał do wyjątkowo obfitych w różnego rodzaju przedsięwzięcia. Zostałem redaktorem tygodnika „Norda” założonego wspólnie z Kazimierzem Klawiterem. Chociaż pismo zostało potem dodatkiem do „Dziennika Bałtyckiego”, mogłem z powodzeniem wprowadzać na jego łamy debiutujących poetów i pisarzy kaszubskich.
W tym samym roku wraz z Arturem Jabłońskim założyliśmy wydawnictwo Szos, które wydało kilka książek. Wśród nich jest opracowana przeze mnie antologia współczesnej prozy kaszubskiej. Gdy pod koniec 1998 r. Jabłoński został starostą puckim, założyłem wydawnictwo o nazwie "Rost". W nim ukazało się blisko stu książek, między innymi długo oczekiwana książka do nabożeństwa "Më trzimómë z Bògã". W 2002 r. wydałem monografię sanktuarium sianowskiego „Królowa Kaszub”, a 2006r. w książce „Bòże pòmagȏj” opisałem relacje Jana Pawła II z Kaszubami i historyczną pielgrzymkę, kiedy to Kaszubi uczestniczyli w ostatniej audiencji Ojca Świętego w październiku 2004r.
Cenną dla mnie pozycją jest obszerny zbiór „Wspomnienia Kaszubskich Sybiraków” wydany w 2006r.
- Kaszubi rozsiani są po całym świecie…
-Chyba najwięcej rodaków osiedliło się przed 150 laty w Kanadzie. Rocznica ta stała się okazją do zorganizowania uroczystości w Sianowie, gdzie gościliśmy trzydziestoosobową grupę Kaszubów z Kanady. Wspaniale prezentowała się procesja w święto Bożego Ciała. Obrazy, feretrony, dziewczęta w barwnych strojach, orkiestra, tłumy ludzi, a na czele rzeźba Matki Bożej Królowej Kaszub. W podziękowaniu za obecność w sanktuarium wręczono gościom obrazy z madonną sianowską. –Tam je mòja òjczëzna, ale tu je mòje serce-powiedział David Szulist, prezes Stowarzyszenia Ochrony Dziedzictwa Kaszubskiego.
-Wkraczamy na kolejną ścieżkę jaką jest film.
- Dorobek kulturalny, tocząca się historia i ludzkie losy Kaszubów godne są utrwalenia i przekazywania innym. Tutaj ważną rolę odgrywa film. Parę lat temu zrodziła się idea festiwali filmowych i w tym roku w lipcu odbył się V Festiwal Filmów Kaszubskich. Głównym organizatorem jest Odział ZKP w Baninie. Na tegorocznym pierwszym spotkaniu wyświetlony został film „Na Kaszubach” z 1961r. ukazujący twórczość ludową naszego regionu przed pół wiekiem. Szczególnym faktem jest obecność w filmie Jadwigi i Zofii Ptach -dawnych mistrzyń hafciarskich z Żukowa, którym zawdzięczamy przetrwanie tej pięknej sztuki ludowej. Następnym filmem był nowy dokument, zrealizowany przeze mnie w tym roku, którego bohaterkami są żukowskie hafciarki Wanda Dzierzgowska i Bernadeta Reglińska.
Na festiwal zaproszeni zostali Kaszubi z Kanady (więzy z rodakami zza morza się utrwalają). Dlatego przedstawiłem też mój film „Kaszubi w Kanadzie” zrealizowany w 2008r. Zdjęcia robiliśmy w Kanadzie i w Polsce. Wśród wielu filmów znalazło się dzieło ważne i w pewnym sensie wyjątkowe: „Śniegi w żałobie” w reżyserii Wiesława Kwapisza, którego premiera odbyła się 5 sierpnia w Żukowie w ramach naszego festiwalu. Jednak absolutnym szlagierem okazał się film "Uciekinier". Wówczas w Miszewku gościliśmy 96-letniego Kazimierza Piechowskiego - owego uciekiniera z obozu w Auschwitz, potomka kaszubskiej szlachty z rodową siedzibą w Piechowicach pod Kościerzyną. On sam był bohaterem tegoż filmu dokumentalnego zrealizowanego w 2006 r. przez Marka Pawłowskiego.
W roku 2009 odbył się specjalny benefis z okazji dwudziestolecia pracy twórczej Pryczkowskiego. Uroczystość miała miejsce w Baninie, gdzie pan Eugeniusz mieszka z żoną Elżbietą i czworgiem dzieci: Weroniką, Antonim, Witosławem i Julianem. Oczywiście prezentowano twórczość jubilata, liczni goście z kraju, także z zagranicy, składali podziękowania i gratulacje, a koledzy Jerzy Stachurski i Tomasz Fopke wykonali specjalnie napisany utwór o wymownym tytule „Mòje na wiérzchù”. (Moje na wierzchu)
Zakochany w rodzinnej ziemi kaszubskiej poświęca jej wszystkie swoje siły duszy, umysłu i serca. Jego marzenia, dokonania, sukcesy są jak ziarno rozdawane hojnie innym, bë rosło i przënȏszało wiȏldżi brzȏd. Ostatnio - jak doniosły nam przekazy medialne - z tych owoców korzysta także słynny aktor Janusz Gajos, który chcąc dobrze przygotować się do roli Kaszuby w realizowanym filmie "Kamerdyner", pobiera nauki tego języka właśnie od Pryczkowskiego.
W 1999r. Eugeniusz Pryczkowski otrzymał medal Stolema. Takiemu twórczemu człowiekowi potrzebna jest siła na miarę Stolema, ale nade wszystko
Panie Bòże pòmagȏj
Halina Wiktor
***
By to piorun
I była chwila ciszy: i powietrze stało
Głuche, milczące, jakby z trwogi oniemiało.
A.Mickiewicz
Minęło niemożebnie upalne lato. Słońce biczowało udręczoną ziemię wysysając z niej życiodajną wodę z rzek i jezior. W Ciecholewach pod Starogardem Gdańskim wyschła woda w studniach i trzeba było kopać nowe, ale wodę znaleziono dopiero na głębokości 36 metrów.Wyschły rozlewiska i małe oczka wodne w lasach, nie było żabich koncertów, a smętne boćki i żurawie z trudem znajdowały pożywienie.
Ech, nie to co dawniej! Żar lał się z nieba, ludzie i zwierzęta kryli się pod przyjaznym cieniem drzew, a ptaki z otwartymi dziobami zerkały w niebo.
-Nie ma czym oddychać, na pewno będzie burza-mówiono. Rzadko się zdarzało, by ta przepowiednia się nie sprawdzała. Najczęściej pod wieczór lub w nocy czarne chmury sunęły wolno po niebie i gdzieś daleko głuche pomruki zdawały się mówić: idę, idę. Po niebie z ogłuszającym hukiem przetaczały się wozy pełne kamieni( tak obrazowo wyjaśniano zjawisko maluchom), pioruny oślepiającymi sznurami spadały na ziemię. Nikt piękniej nie opisał burzy jak Adam Mickiewicz, warto więc zajrzeć do „Pana Tadeusza” ks.X
Rozpasanie żywiołów budziło grozę i uzasadnioną trwogę. Nie było odgromników, drewniane chaty, domy, kościoły i budynki gospodarcze stawały się celem piorunów. Ogień rozprzestrzeniał się błyskawicznie przenosząc się na sąsiednie zabudowania, toteż pastwą jednego gromu były całe wsie i miasteczka. Najgorszą postawę zachowywali chłopi nie kwapiąc się do gaszenia pożaru, bo przyjmowali go jako dopust Boży. Starsi ludzie na pewno pamiętają bicie dzwonów na trwogę i łuny na nocnym niebie.
Pamiętniki i kroniki pełne są przejmujących opisów szalejących żywiołów. Już w „Kronikach” Długosza pod datą 1419 znalazła się informacja o podróży króla Władysława Jagiełły w czasie której od pioruna zginęły z monarszego orszaku dwie osoby, siedem koni ( w tym koń królewski). Piorun poraził także królewskie ramię i na parę dni ogłuszył.
Opis burzy na morzu pozostawił imć Marcin Borzymowski, który 1651 r. udał się statkiem z Gdańska do Lubeki. W środku nocy rozpętała się straszliwa burza. Gromy rozświetlały potężne zwały wody, trzeszczały drewniane konstrukcje i płonęła burta. Modlitwy mieszały się głosami przerażonych ludzi i oszalałych ze strachu koni przewożonych pod pokładem. Na szczęście nikt specjalnie nie ucierpiał i poturbowany statek dotarł do celu. Od piorunów „zwykłych” niemniej groźne są pioruny kuliste. Mimo dociekliwych badań nikt tak naprawdę do końca nie rozszyfrował ich tajemnicy. Pojawiają się podczas burzy, lecz widoczne bywają także wtedy, gdy po burzy nie ma śladu, a na niebie ani jednej chmurki.
Ofiarą takiego właśnie pioruna stała się w latach pięćdziesiątych w Trzepowie pani Lidia Kruca. Siedziała w pokoju z koleżanką, która zakładała jej na głowę wałki( w tamtych czasach wałki były druciane), gdy nagle przez otwarte okno wpłynęła ognista kula. Okrążyła pokój dotykając przedmiotów i nie pozostawiając na nich żadnego śladu, potem zbliżyła się do pani Lidii, dotknęła jej głowy i zniknęła w drzwiczkach pieca. Stało się to w całkowitej ciszy i tylko na krześle siedziała martwa dziewczyna.
Lękano się burzy jako groźby dla życia, żywiołu niosącego pożary, niszczącego plony. Żegnano się po każdej błyskawicy i medytowano, jak się uchronić przed niebezpieczeństwem.
Kobiety sypały poświęcone zioła na rozżarzone węgle, stawiano w oknach gromnice, wystawiano na dwór łopaty do wsadzania chleba w piec. Na stole kładziono sól św. Agaty, bo wierzono, że pożaru wznieconego piorunem samą wodą ugasić nie sposób. Trzeba w płomienie wrzucają garść tej soli i nalać trochę koziego mleka. Gdy nadciągnęła burza naprawdę straszna, zaczynano bić w dzwony.
Na początku XVIII wieku wynaleziono urządzenie ściągające pioruny. Podchodzono do niego z nieufnością, początkowe konstrukcje były nieraz bardzo dziwaczne, lecz z latami wypracowano model, który okazał się nadzwyczaj skuteczny.
W uroczej książeczce Leona Roppela „Dykteryjki i historie z Kaszub” pewna historyjka ma miejsce w Bolszewie koło Wejherowa. Mieszkał tam inżynier Jan Konrad Kotłowski (1909-1972) wielki miłośnik regionalnej kultury kaszubskiej i organizator zespołów folklorystycznych. Kierował tamtejszą elektrownią, specjalizował się w badaniu prądów wysokiego napięcia a jego „konikiem” były pioruny. Skonstruował doskonały, uproszczony piorunochron, który instalowano w naszych wsiach i miastach.
Kiedyś zainstalował u gospodarza w tejże wsi owo urządzenie i traf chciał, że tejże nocy rozpętała się burza z solidnymi piorunami. Nazajutrz odwiedził gospodarza inż. Kotłowski i pyta, jak się sprawował piorunochron.
- Wszystko w porządku, panie inżynierze! W nocy to się bardzo błyskało, ale w aparaturę nie uderzyło, to się jej nic nie stało.
Halina Wiktor
***
25 lat samorządu w wolnej Polsce
- Czym jest samorząd ? jakie zajmuje miejsce w polityce państwa, regionu? jaką odgrywa rolę w życiu przeciętnego obywatela? To zaledwie kilka najistotniejszych pytań, na które przy okazji 25 lat, które minęły od czasu transformacji ustrojowej w Polsce wypada odpowiedzieć.
Temu posłuży cykl artykułów, a punktem odniesienia stanie się gmina Gdynia, miasto w którym niczym w soczewce można było obserwować systematycznie zachodzące przemiany.
Początki samorządu sięgają najwcześniejszych okresów życia państwowego, ale samorząd jako pojęcie prawne zaistniał dopiero , gdy uległ zmianie stosunek panującego w państwie absolutnym do podwładnego, kiedy jednostka poza prawami prywatnymi zaczęła nabywać praw publicznych.
Pierwsze ślady występowania samorządności można się doszukiwać już w starożytności , w rozwoju wspólnot sąsiedzkich całego systemu samoobrony, samopomocy i solidarności.
Rolę i znaczenie samorządu terytorialnego definiują liczne opracowania, publikacje naukowe, a także takie dokumenty jak Konstytucja RP z 1997r. I Europejska Karta Samorządu Terytorialnego.
Pojęcie samorządu terytorialnego we współczesnym znaczeniu jako myśl społeczna, instytucja prawna pojawia się w kilku państwach europejskich z końcem XVIII wieku, by w ciągu XIX w. nabrać już szerszego znaczenia. Tak więc samorząd w Europie w bardziej rozwiniętym kształcie pojawia się w czasach późnego średniowiecza, po czym w dobie tzw. absolutyzmu oświeceniowego zostaje zlikwidowany, aby po przekształceniach i dostosowaniu do nowych wymogów konstytucyjnych państwa burżuazyjnego zaistnieć na trwałe w państwie kapitalistycznym. Samorząd terytorialny to najkrócej definiując forma zdecentralizowanej administracji publicznej w społecznościach lokalnych (gminach i innych jednostkach podziału terytorialnego), to uspołeczniona i demokratyczna władza lokalna.
Art 163-172 Konstytucji RP mówi, że samorząd lokalny gminny, powiatowy lub regionalny to organizacja społeczności lokalnej i jednocześnie forma administracji publicznej, którą mieszkańcy tworzą z mocy prawa, to wspólnota decydująca o realizacji zadań administracyjnych wynikających z potrzeb tej wspólnoty na danym terenie kształtowana pod określonym nadzorem administracji rządowej.
Samorząd terytorialny jest formą korporacji prawa publicznego mieszkańców danego terenu. Posiada własne środki i podejmuje suwerenne decyzje.
Samorząd terytorialny w Polsce przeżywał na przestrzeni wieków różne momenty. Powstania, wojny, rozbiory, zabory przewroty nie służyły rozwojowi demokracji, w tym także idei samorządności. Pojawiała się i znikała wraz z utraconą i odzyskiwaną niepodległością.
U podstaw reform samorządu terytorialnego u schyłku minionego stulecia stał niewątpliwie kryzys polityczny i społeczny. Swoje niezadowolenie społeczeństwo artykułowało już wcześniej, bo na przełomie dekady lat 80 i 90-tych. Pierwszym krokiem w kierunku demokratyzacji samorządu terytorialnego stały się obrady „okrągłego stołu”, kiedy to został wyodrębniony specjalny zespół ds. samorządu terytorialnego. Współtwórcami nowej koncepcji samorządu terytorialnego stały się takie osoby jak m.in. prof. Michał Kulesza czy prof. Jerzy Regulski.
Pierwszym krokiem przystosowującym administrację publiczną do wymogów systemu demokracji parlamentarnej i gospodarki rynkowej była likwidacja komitetów partyjnych i rad narodowych, a następnie doprowadzenie samorządu terytorialnego do szczebla powiatu i regionu, co miało miejsce w 1999r. Czego rezultatem stała się decentralizacja władzy wykonawczej, w oparciu o samorząd.
W praktyce oznaczało to przekazanie uprawnień administracji samorządowej do samodzielnego decydowania o sprawach gospodarczych, społecznych kulturalnych. Zasady samodzielności samorządowej regulowały ustawy, a ich zakres nadzór państwa. Fundamentem samodzielności samorządu stało się jego prawne i gospodarczo-finansowe upodmiotowienie.
Prawnym wsparciem dla samorządów były poza Konstytucją RP stosowne ustawy m.in.: ustawa o samorządzie gminnym z marca 1990r, ustawa o samorządzie powiatowym z czerwca 1998r., ustawa o samorządzie województwa z czerwca 1998r., wreszcie ustawa o administracji rządowej w województwie również z czerwca 1998r., ustawa o wprowadzeniu trójstopniowego podziału terytorialnego państwa z lipca 1998r., ustawa o finansach publicznych z 2003r., a także ustawy regulujące funkcjonowanie instytucji kultury - muzeów, kin bibliotek itd.
Do kompetencji i zadań gminy- podstawowego ogniwa samorządu terytorialnego należy: ład przestrzenny, gospodarka nieruchomościami, ochrona środowiska i przyrody oraz gospodarka wodna , gminne drogi, ulice, mosty, place zabaw, organizacja ruchu drogowego, wodociągi i zaopatrzenie w wodę, usuwanie i oczyszczanie ścieków komunalnych, zachowanie w czystości i porządku urządzeń sanitarnych, wysypisk i unieszkodliwianie odpadów komunalnych, zaopatrzenie w energię elektryczną, cieplną oraz gaz, lokalny transport zbiorowy, ochrona zdrowia, pomoc społeczna (w tym ośrodki opiekuńcze), edukacja publiczna, gminne budownictwo komunalne,, kultura w tym biblioteki i inne instytucje kultury, ochrona zabytków, kultura fizyczna i sport, targowiska i hale targowe, utrzymanie zieleni miejskiej, cmentarzy gminnych, porządek publiczny, utrzymywanie obiektów i urządzeń użyteczności publicznej oraz obiektów administracyjnych, polityka prorodzinna,, w tym zapewnienie kobietom w ciąży opieki socjalnej, medycznej i prawnej, wspieranie i upowszechnianie idei samorządności, promocja gminy, współpraca z organizacjami pozarządowymi, współpraca ze społecznościami lokalnymi i regionalnymi innych państw.
Ustawa o samorządzie gminy ponadto jasno precyzuje zadania odnoszące się do organu uchwałodawczego gminy jakim jest rada. Do niej należy wybór i odwołanie zarządu, uchwalanie budżetu, miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego, programów gospodarczych, podatków, opłat oraz innych spraw majątkowych gminy.
Do kompetencji powiatu należy:
edukacja publiczna, promocji ochrona zdrowia, pomoc społeczna, polityka prorodzinna, wspieranie osób niepełnosprawnych, transport zbiorowy, kultura i ochrona jej dóbr, kultura fizyczna i sport, geodezja i kartografia, gospodarka nieruchomościami, gospodarka wodna, rolnictwo i gospodarka leśna, porządek publiczny i bezpieczeństwo, ochrona przeciwpożarowa, ochrona praw konsumenta, utrzymanie obiektów powiatowych i urządzeń użyteczności publicznej oraz obiektów administracyjnych, obronność, promocja powiatu, współpraca z organami pozarządowymi.
Z kolei do zakresu obowiązków władz samorządu województwa należy: pielęgnowanie polskości oraz jej rozwój i kształtowanie świadomości narodowej, pobudzanie aktywności gospodarczej, podnoszenie poziomu konkurencyjności i innowacyjności gospodarki, zachowanie wartości środowiska kulturowego i przyrodniczego, kształtowanie i utrzymanie ładu przestrzennego, utrzymanie i kreowanie rynku pracy, utrzymanie i rozbudowa infrastruktury społecznej, pozyskiwanie środków publicznych i prywatnych w celu realizacji zadań z zakresu użyteczności publicznej, wspieranie rozwoju kultury i opieka nad dziedzictwem kulturowym i jego racjonalne wykorzystanie, wspieranie i prowadzenie działań na rzecz podnoszenia poziomu wykształcenia obywateli, promocja województwa.
Tak w największym skrócie zdefiniować można ideę samorządności i podstawowe zasady jego funkcjonowania.
Alicja Grzybiakówna
Nota biograficzna autorki cyklu artykułów:
Dr Alicja Grzybiakówna - absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Gdañskim, doktor nauk humanistycznych, politolog, dziennikarz. Przez wiele lat związana z prasą krajową ( „Kurier Polski”, „Ilustrowany Kurier Polski” „Tygodnik Demokratyczny”, tygodnik „Rzemieślnik”, a także z mediami lokalnymi- „Gazeta Gdańska”, „Głos Wybrzeża”, „Dziennik Bałtycki”, „Wieczór Wybrzeża”, „Magazyn Gdański”) oraz z Polskim Radiem Gdańsk. Ponadto publikuje w wydawnictwach naukowych Szkoły Wyższej Ateneum .Publicystka zajmująca się problematyką społeczno-kulturalną, autorka recenzji teatralnych i plastycznych. Działaczka samorządowa w Gdyni.
cdn...