Błąd
  • Błąd podczas ładowania danych z kanału informacyjnego

Archiwum

Kolekcja wspomnień

Kolekcja wspomnień

„Wspomnienia są jak perły,                                    mają w sobie coś z klejnotów i coś z łez…”

Artykuł napisany na jubileusz Magazynu Gdańskiego

Auror: Halinkę Wiktor

Jak ten czas płynie… Patrzcie Państwo, ile to już lat upłynęło od narodzin Magazynu Gdańskiego. Wydaje się nie tak wiele,a jednak dziś jest już Szanownym Jubilatem. A my ciągle młodzi, naczelna redaktor kwitnie, sympatycy Magazynu też nieźle się trzymają…

Aby mogło powstać wartościowe dzieło, potrzebna jest wizja i entuzjazm tworzenia. Właśnie te, tak ważne cechy, połączone z przebojowością i błyskotliwością posiada Brygida /dla znajomych Brydzia/. Stworzyła pismo, które ukierunkowane na promowanie regionu wypełniło pustkę, jaka wtedy panowała na rynku prasowym.

Na początku zastanawialiśmy się wspólnie nad formą i tematyką. W przytulnych pokoikach ówczesnego oddziału „Kuriera Polskiego” na Grunwaldzkiej przy dobrej kawie z nieodzownym Goldwasserem/specjalność szefowej/,w otulinie błękitnego papierosowego dymu czuliśmy się swojsko, więc i o pomysły nie było trudno. Pierwszy numer pojawił się 9 maja 1992 roku, za nim kolejne, coraz ciekawiej wydawane pod względem graficznym.

Patrząc z perspektywy piętnastu minionych lat ,tamte pierwsze pisma wydają się dzisiaj skromniutkie, prawie siermiężne, bo i papier kiepściutki, i kolory… No i co z tego? Takie były czasy, ale zapewniam, wtedy forma nie była najważniejsza. Liczyła się treść, a pod tym względem czytelnicy nie mogli narzekać. Oczywiście ze względu na charakter pisma najważniejsze były i są wywiady i artykuły związane z gospodarką, handlem i targami. Jednak wiele miejsca zajmowały tematy z różnych dziedzin życia, tak na poważnie jak i na wesoło.

Aby jak najszerzej ukazać wybrzeżowe atrakcje, w każdym numerze zawsze umieszczane są artykuły promujące jakiś zakątek lub gminę. Jednakoprócz nich umieszczane były wtedy stałe kąciki jak np. „Osobliwości regionalne”, ”Na szlaku”, ”Słówka polskie”, ”Magiczny świat”. Dwa ostatnie prowadziła Zuzanna Śliwa, autorka wielu książek o tematyce etnograficznej. W owych czasach nie było jeszcze mody na wróżki, historie o duchach i medycynie naturalnej, a Magazyn Gdański już informował, że istnieją magiczne miejsca, na czym polega leczenie bioprądami i że ufo jest… albo go nie ma.

Szalenie ciekawą rubryką były „Słówka polskie”. Czy dzisiaj, w dobie powszechnego prymitywizmu językowego, wulgaryzmów, ktoś zastanawia się, ile jest synonimów wyrazu „jeść” lub „podróżować”? Skąd wzięło się słowo „wodolejstwo”, ”bank”, „szachraj” i „zimne nóżki”? Jeśli chce się znać odpowiedź, można sięgnąć do „Słownika frazeologicznego” lub do numerów Magazynu Gdańskiego.1

Stałe miejsce w Magazynie Gdańskim znalazł bliski memu sercu Magazyn Kolekcjonera.

Powstał z myślą o ludziach, którzy coś kolekcjonują, mają jakieś hobby, zainteresowania i wszczególny sposób je rozwijają. Nie miałam pojęcia, w jaki świat wkraczam i czym jest prawdziwa kolekcjonerska pasja.

Kolekcjonerzy, których poznałam, to na pewno szaleńcy Boży, jak dawniej mówiono o ludziach poświęcających się bez reszty czemuś szlachetnemu. Potrafią oddać dosłownie ostatni grosz na zakup jakiegoś, ich zdaniem, wyjątkowego eksponatu szabli czy monety, jechać na drugi koniec Polski po zabytkową zapalniczkę lub brakującą pokrywkę do koreckiej cukiernicy. Wśród hobbystów znalazł się nawet płatnerz wykonujący unikatowe miecze i kindżały z damasceńskiej stali. A pałace pana Henryka z Pszczółek budowane dla pszczół? Cudeńka!

Jednak najbardziej ze wszystkich zadziwiło mnie standardowe M na Zaspie, całkowicie zaanektowane na zbiory. Dosłownie wszystkie szafy, szuflady, półkizapchane militariami,lampami, mundurami. Zastanawiałam się w duchu, gdzie też trzyma swoje ciuchy jego żona, bonie dostrzegłam skrawka wolnej przestrzeni. Widocznie on sam miał pod tym względem jakieś resztki skrupułów:” Przydało by się większe mieszkanie-powiedział w zadumie-żona narzeka, że nie ma się gdzie podziać ze swoimi fatałaszkami. Ma tylko te wieszaki”- i pokazuje na drzwi sypialni, na których wiszą jakieś sukienki i bluzki. A żona? Uśmiecha się do mnie:” Cóż mam robić, taki już jest ten mój Andrzej”. Patrzą na mnie i ja wiem, że są szczęśliwi. I jak tu nie kochać kolekcjonerów?!

Magazyn Gdański skupiał ludzi, którzy dla niego pracowali, pisali, składali, zamieszczali wywiady i reklamy. Faktem jest również, iż najczęściej przez te wszystkie lata pozostawały w jego kręgu. Niewątpliwiei tutaj działa magia Brygidy. Potrafi, jak rzadko kto w dzisiejszych czasach, być wierna w przyjaźni, umie sprawić komuś radość nawet wtedy, gdy sama zmaga się z wielkim zmartwieniem.

W redakcji odbywały się spotkania z okazji różnych, różnistych. Świętowaliśmy sukcesy poetów. Andrzeja Waśkiewicza, gdy wyszedł jego kolejny tomik poezji Jurka Tomaszkiewicza, który uszczęśliwiony wydaniem zbioru wierszy „Upołowieni” uszczęśliwiony zjawił się z szampanem. Żal, że tak szybko, bezpowrotnie od nas odszedł.

Ile się nagadałyśmy na babskich spotkaniach! Obmyślałyśmy sposoby na znalezienie „narzenionego” dla naszej młodziutkiej Eli.W końcu i tak go sobie sama znalazła, ale ile się namartwiłyśmy…

Najbarwniejsze dla każdego z nas są chyba wspomnienia z corocznych andrzejek. To też zasługa Brydzi. Od początku istnienia pisma każde andrzejki spędzaliśmy w redakcji, jakiejś zaprzyjaźnionej kawiarni lub u przewodników na Długiej.

Najpierw dyżurny solenizant, Andrzej Waśkiewicz, otrzymywał prezent i życzenia, a potem zaczynała się cała seria wróżb.”Robiłam” za wróżkę, talia kart miała niesłychane powodzenie i ustalałam dla każdego/oczywiście optymistyczne/ wróżby na następny rok. Najważniejszym punktem programu było lanie wosku./Przez te wszystkie lata był to ten sam wosk lany z tego samego kubka/Cienie wosku na ścianie układały się w fantastyczne figury interpretowane dość dowolnie w zależności od fantazji i wypitego wina-od kury znoszącej złote jajko do skrzydlatego smoka. Na ostatnich andrzejkach Brygidzie wylały się …bliźniaczki. Naprawdę.

Są wspomnienia, są i refleksje.

Mam takie nieodparte wrażenie, iż Magazyn Gdański przytulił ostatnich romantyków Trójmiasta./Och na pewno jeszcze jacyś inni tułają się po Gdańsku, ale tutaj nie trafili/.

Brygida, chociaż jako Koziorożec twardo trzyma się ziemi, to w sercu ma ciągle romantyczny maj. Gromadzą się wokół niej poeci, malarze, ci wszyscy po trosze zagubieni w tym dzisiejszym bezdusznym świecie, gdzie brak miejsca na życzliwe słowa i przyjazne wspólne pogaduchy.

Nasze spotkania poetyckie/bo i takie bywają/też są bardzo sympatyczne. Każdy przygotowuje i odczytuje swoje/lub cudze/ ulubione wiersze przy lampce wina i dobrej muzyce. Stałym gościem ilustrującym nasze spotkania bywa Czesław Tumielewicz. Już sam wygląd, wytworna muszka, srebrne włosy, zamyślony wzrok i ujmujący uśmiech przywodzi na myśl wielkiego romantyka. Dzieła są emanacją duszy artysty, więc i jego obrazy to sama radość, barwny świat i pogoda ziemi. Dobrym duchem naszych spotkań jest Basia Kiedrowska, również plastyczka, której obrazy mają w sobie ciepło, romantyczne nuty tajemniczości i zadumy.

Magazyn Gdański stał się więc swoistym kolekcjonerem istot, które zaprzyjaźnione trwają przy nim tyyyle lat.

Jesteśmy starsi? Tak. I na pewno bogatsi. Mamy sympatyczne wspomnienia, a jak wiadomo, każde wspomnienie jest jak perła. Cieszy nas każda edycja Magazynu, pięknego kolorowego jak bajeczny klejnocik. Wspomnieniaz nim związane są takimi właśnie perełkami.

Życzę Brygidzie i wszystkim sympatykom Magazynujeszcze wiele wiele takich perełek.

Halina Wiktor